17 października 2015 r.

Trafiło mi się zwiedzanie biblioteki na Jasnej Górze. Wcześniej zastanawiałam się, jak też będzie wyglądać. Co nieco mi opowiadano, ale to nie to samo, co własnoocznie się przekonać o niezwykłości miejsca. Być może niektórzy mieli okazję tam zajrzeć wcześniej, ja z tych, co pierwszy raz. Jako oprowadzający zdarzył nam się ojciec Szymon – bywały w świecie, oprowadzający tego i owego z tzw. świecznika, różnych znanych i mniej znanych. Cóż to za sympatyczny człowiek z Ojca Szymona, dowcipny, inteligentny, na luzie (hm, nawet nieco większym, niżby się można było spodziewać).
Księgi żyją, jeśli są czytane, dotykane, możliwe, że i z tego założenia Ojciec Szymon wychodził. Zanim pleśń i wilgoć poradzą sobie z księgami, uda mu się jeszcze parę osób oczarować. Skojarzenie z książką „Imię róży” Umberto Eco pewnie miało więcej zwiedzających. Było nas tam 12 osób traktowanych przez oprowadzającego jak VIP-y. Ale nie tylko księgi i opowieści zacnego Paulina nas zauroczyły, prawdziwą gratką były dwa ogromne, cudownie inkrustowane stoły. Szybko przemknęliśmy również przez samą bazylikę i skarbiec. Anegdot wszelkich się nasłuchawszy, nasyciwszy oczy i uszy wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej. Wcześniej obejrzeliśmy inną księgę z podpisami, które zmroziły nas na dłużej.