25. zjazd

25. zjazd Poetów Po Godzinach to czas jak zwykle intensywnie wypełniony. Spotkania autorskie, zwiedzanie (Zamość), chwile relaksu, spacery po okolicy, przebieranki (rusałki, wodniki, utopce) i koniecznie kolacja galowa. (czerwiec 2023)

***

25. zjazd nieformalnej grupy Poeci Po Godzinach odbył się na Roztoczu, skąd pochodzi od kilku należąca do grupy lat Marzena Mariola Podkościelna. Jak przystało na gospodynię Mariola rozpoczęła cykl spotkań autorskich. Opowiedziała o swoich początkach z poezją i fascynacji Mironem Białoszewskim. Czytała wiersze nawiązujące do tradycji, o dzieciństwie na wsi, najbliższej okolicy Turobina, rzeki Por. W jej tekstach znalazły się elementy typowego wiejskiego krajobrazu – łąki, pola, kartofliska, zwierzęta domowe. Jej emocjonalna poezja pełna miłości do małej ojczyzny, do ojca, męża, mężczyzny sprawiła, że słuchaczom udzieliło się zauroczenie słowem poetyckim podobnie jak prowadzącemu spotkanie Arturowi Sępochowi – wicedyrektorowi Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.

***

Kolejny Roztoczanin to Henryk Radej, którego protegowała jego kuzynka – nasza urocza gospodyni i właścicielka gospodarstwa ANGLOagroturystyka w Olszance k.Turobina pani Danuta Radej, a zaprosiła go i prowadziła spotkanie Marzena Mariola Podkościelna, chociaż właściwie nie miała zbyt wielu okazji do zadawania pytań, gdyż ów bohater wieczoru to mówca z gatunku tych, których słowo samo niesie. Zwłaszcza jeśli ma opowiadać o bliskich jego sercu miejscach i ludziach.

Henryk Radej urodził się we wsi Zagroble, po studiach polonistycznych trafił do Chełma. W rodzinne strony w okolice Turobina wrócił po 45 latach. Podczas swojej drogi zawodowej był nauczycielem i pracownikiem Kuratorium, pełnił także funkcję naczelnego redaktora – „Kresów Literackich”, „Kameny”, redaktora „Dominika Turobińskiego”.

Początkowy tekst z tomu „Fletnia i łuk” – powitanie poetów – zabrzmiał nieco sarkastycznie. „[…]Razem źle nam nie będzie, […] zawyjemy wszystkie psy podczas pełni księżyca, wystawimy straże przy każdej świątyni, by nadal wyjawiać prawdy nieobjawione, których nikt nie słucha. O świcie pozagryzamy się nawzajem jak prawdziwi Polacy”.

Henryk Radej opowiedział o swoim dzieciństwie, o zauroczeniu poezją Józefa Czechowicza i będącego przez wiele lat na indeksie Wacława Iwaniuka. Obu poświęcił wiersze. Ciekawa i w pewnej mierze zabawna była opowieść o perypetiach związanych z pochówkiem zmarłego w Kanadzie Iwaniuka. Wacław Iwaniuk stał się patronem konkursu poetyckiego, odbywającego się od 16 lat.

Twórczość Henryka Radeja to opowiadania, felietony, reportaże, recenzje, wiersze – to ludzie, historia, również ta trudna, i miejsca, gdzie rytm życia wyznacza kościół i pory roku.

***

Robert Gmiterek – Roztoczanin, to bohater kolejnego spotkania 25. Zjazdu grupy i odkrycie Poetów Po Godzinach. Zresztą odkrycie obopólne. Pośrednikiem w poznaniu tego twórcy była Marzena Mariola Podkościelna.

Roztocze – to stan ducha – twierdzi poeta, pisarz, znawca regionu. Pisze o tym, czego dotknął, doświadczył, co przeżył. Rozmowę z nim przeprowadziła żona Anna Roci-Gmiterek. Na początku opowiadali o Roztoczu wschodnim, przez które na początku wojny w Ukrainie przetaczała się fala uchodźców. Obecnie, jak mówią, jest spokojniej. Oboje wykonują pracę listonosza, mają więc okazję dotrzeć w najróżniejsze zakątki krainy. Listonosz może opowiadać swój świat, to model latający na uwięzi – twierdzi Robert Gmiterek.

Pierwsze pytania dotyczyły początków pisania, wydanych książek, odwiedzonych miejsc, miejsc zapomnianych, miejsc które związane są z niełatwą historią. Robert Gmiterek jest późnym debiutantem, ale jego twórczość już spotkała się z uznaniem czytelników i krytyków.

Bohater spotkania – członek krakowskiego SPP – porusza w swoich książkach tematy trudne, od których „chłód siada na karku”, ale „jeśli historia chce być opowiedziana, będzie opowiedziana”. Jak sam stwierdził – tematy go znajdują, lubi słuchać, bo „słowa są poutykane w ludziach”.

Poszczególne czytania tekstów kwitowane były przez uczestników spotkania brawami. Małżonkowie ujęli obecnych również tym, że oboje opiekują się zapomnianymi cmentarzami. Dla nich przeszłość staje się teraźniejszością, a my dzięki lekturze książek Roberta mamy szansę ją poznać.

***

Kiedy w PPG słyszymy Martinez, wiadomo, że chodzi o Marcina Małeckiego. Nick jeszcze z Poezji Polskiej, gdzie publikowało wielu PPG-owców. Spotkanie w ramach XXV Zjazdu prowadził Jarosław Trześniewski-Kwiecień. Nie mógł nie rozpocząć od przedstawienia osobistej historii Marcina. Otóż łączy się ona z ciężkim przebiegiem choroby covid-19, na którą Marcin Małecki zapadł w 2019 roku. Przez trzy miesiące przebywał w śpiączce i otarł się o śmierć. Wybudzony musiał przejść długą i uciążliwą rehabilitację. Zanim przyszła choroba, Małecki miał już gotowy tomik „Na aucie”(wyd.MK, red. Jarosław Jabrzemski), do którego blurb miał napisać Trześniewski-Kwiecień. Blurb powstał, Trześniewski zauważył w nim „mozolną symfonię rzeczy i osób wplecioną w mini przypowieści, niezwykłą elastyczność języka, zanurzenie w historii, miejscami czarny humor, ironię i sarkazm”. Jak twierdzi Trześniewski, Marcin Małecki dowierza swojemu poetyckiemu słuchowi, jest odrębny, autentyczny. Mieliśmy się o tym przekonać, słuchając wierszy.

Trześniewski zapytał, dlaczego Marcin wszystkie wiersze (wersy) rozpoczyna wielką literą. Na co padła odpowiedź: – Poezja nie może być jednoznaczna, nie może domykać sensów Zaczynanie wierszy z dużej litery w pewnym sensie ukrywa frazę, która jest do odkrycia przez czytelnika, przekomarza się z czytelnikiem, pozwala mu samemu odnaleźć, gdzie są pauzy bez dopowiadania, bez oczywistości.

W poezji Marcina Małeckiego jest wiele odwołań do kodów kulturowych, przez co wiersze są bardziej zagęszczone. Zarówno w tomie „Na aucie”, jak i w pocovidowym „Czas (d)rani” jest dużo  wierszy o śmierci ujętej w różny sposób, chociaż ten pierwszy tom jeszcze nie wróżył, jak bardzo można się z nią zetknąć.

W obu tomach, jak mówi Trześniewski, można usłyszeć – matrioszki dźwięków, chichot historii.

Wiersze Małeckiego intrygują, zaskakują, zmuszają do myślenia. Mnie osobiście poraziły „owocowe” metafory: „kobieta o imieniu eksplodującym w pestce brzoskwini”; „śmierć ma zapach pomarańczy”; „pękające winogrona płuc”; „pestki truskawek skubane z dywanu”…

***

Zjazdy i spotkania PPG są okazją do zaprezentowania książek wydanych przez członków grupy w ostatnim czasie. Tak było również podczas spotkania prowadzonego w ramach XXV Zjazdu PPG  przez Jarosława Trześniewskiego-Kwietnia z Grzegorzem Wołoszynem. Na początku Jarosław Trześniewski-Kwiecień przedstawił bohatera wieczoru, przypomniał, iż jest on laureatem prestiżowego Ogólnopolskiego Konkursu na Autorską Książkę Literacką w Świdnicy.

Od wydania pierwszej książki Grzegorza Wołoszyna upłynęło dziesięć lat, niewątpliwie dużo, jeśli przyjrzeć się masowo wydawanej poezji. Nowa książka Grzegorza jest wynikiem nie tylko życiowych doświadczeń autora, ale i wielkiej pracy nad słowem. „Dom opieki Kalwaria” – poemat w dwudziestu trzech otwarciach – (wyd. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, 2022) – to według prowadzącego spotkanie, tomik więcej niż wybitny, książka, która boli. Nie bez przyczyny na początku Jarosław Trześniewski-Kwiecień odczytał Psalm 130. „De profundis”.

Grzegorz Wołoszyn szeroko przytoczył okoliczności powstania książki i poszukiwania odpowiedniej metody pisarskiej na ujęcie tematu, z którym się zmagał. Otóż przez dwa lata był nauczycielem języka w polskiej szkole oraz opiekunem-pielęgniarzem w Domu opieki. W tym drugim miejscu na co dzień obcował ze starością, cierpieniem, niepełnosprawnością, dojmującą ludzką samotnością, umieraniem. To odbiłoby się na każdym, więc musiało się odbić również na wrażliwym twórcy, jakim jest Grzegorz. Jak pokazać trudny temat odchodzenia, podróży w zaświaty?… Książka rodziła się długo, Grzegorz Wołoszyn, jak sam mówi, postawił na synkretyczne połączenie liryki i epiki. W tomie można prześledzić liczne nawiązania do Biblii, do „Boskiej komedii” Dantego, mitologii, są aż trzy motta. Wszystko dokładnie przemyślane.

Ostatnie dni Chrystusa, plan drogi krzyżowej, zmartwychwstanie stały się pretekstem do pokazania kolejnych stacji – kolejnych krzyży – wizyt w kolejnych pokojach domu opieki. Zestawienie krótkiej prozy poetyckiej i wiersza, dwóch tekstów połączonych w jedną całość to niecodzienny zabieg kompozycyjny. Niezwykła jest również historia zdjęcia z okładki – przedstawiającego wózek inwalidzki zatopiony w rzece.

Odwiedziliśmy razem z Grzegorzem kolejne pomieszczenia domu opieki i poczuliśmy dobitnie słowa poety przytoczone w blurbie Jarosława Trześniewskiego-Kwietnia, poczuliśmy, jak „oddech rośnie w gardle/świat maleje w dłoniach/wlewa się ciemność/przez rozwarcie źrenic”.

***

Wisienką na 25. zjazdowym torcie PPG było spotkanie z Romanem Honetem znanym i uznanym poetą (laureat Nagrody Poetyckiej Szymborskiej 2015, nominowany do Literackiej Nike,  Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius, Nagrody Literackiej Gdynia), publikującym w prestiżowych pismach literackich, tłumaczonym na kilkanaście języków obcych. Dla PPG-owców po prostu Romkiem.

Spotkanie prowadziła Magdalena Bąk. Jednym z pierwszych było pytanie o tematy, o słowa-klucze występujące w poezji Romana Honeta – śmierć, umieranie, odchodzenie. Czy śmierć cały czas mu towarzyszy. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że dla poety jest to niezmiernie ważna sprawa, niekoniecznie w liryce, śmierć w życiu, odchodzenie, przemijanie.

Według Honeta poezja jest tym, co poeta dostaje. Talent do pisania poezji to dar, stanięcie wobec czegoś niewyrażalnego, niewypowiedzianego, czego nie wiemy, czego nie potrafimy sobie zracjonalizować. Gdyby się dało wszystko pięknie zracjonalizować, to może by nie pisał liryki czy poezji jak kto woli (to jest jedno i to samo według poety) to albo pisałby teksty reklamowe, albo instrukcje obsługi pralki automatycznej.

Trudno się nie zgodzić ze słowami : – Kiedy tracimy bliską osobę, tak naprawdę nie wiemy, co się stało, zostajemy tutaj. Życie tak jak liryka, z jednej strony jest darem, a drugiej strony pewnego rodzaju cierpieniem, pewnego rodzaju męką. Niekoniecznie musi to być męka fizyczna, może to być męka stawiania pytań, na które nie ma jednoznacznych albo definitywnych odpowiedzi .

Z kolei  Magdalena Bąk poprosiła o odpowiedź na pytanie, jak zmieniał się stosunek poety do śmierci poprzez kolejne tomy. Roman Honet  stwierdził, że jest obciążony czymś, co go boli, co mu doskwiera. Nie przekonują go poeci, którzy nie cierpią, tacy cali happy, fajni. Doskwiera mu upływ czasu, to że jest człowiekiem śmiertelnym. Woli się nie targować z przeznaczeniem, ale jest świadkiem odchodzenia. Ludzie, których znał, którzy byli mu w różnym stopniu bliscy i odchodzenie dokonywało się – albo to była śmierć, albo to była zmiana w danym człowieku, którego spotykał po latach. Mieli wspólny świat, ale ten świat już nie istnieje, ludzie nie mają sobie nic do powiedzenia. Upływ czasu jest tym, co Honeta niezmiernie pociąga, ale i przeraża. W codziennym życiu jesteśmy otoczeni zegarami , jednak czas jest czymś, co się wymyka jego intelektualnemu poznaniu. Poezja jest dociekaniem tego, co jest niemożliwe do wyrażenia.

Była dawka poezji z najnowszego tomu „żal, może on”, kilka tekstów z innych. Jeśli ktoś chciałby poznać dalszy ciąg przemyśleń Romana Honeta na temat poezji, życia i śmierci to zachęcamy do posłuchania całej relacji ze spotkania zarejestrowanego przez Grzegorza Wołoszyna i dostępnego na YT. Liczymy, że okazji do rozmów jeszcze będzie wiele. Dziękujemy za roztoczańskie chwile. Do zobaczenia.