Archiwum kategorii: notatki z podróży

Objazd (12-19 października 2024)

Mój piąty wyjazd do Włoch, drugi autokarowy, tym razem organizatorem było biuro ITAKA a celem Toskania. Podróż męcząca, ale kierowcy świetni i wyrozumiali, więc humor dopisywał. Wyjazd mogę śmiało ocenić na 5. Niewątpliwym plusem było zwiedzanie ze świetną pilotką – p.Sylwią – ogrom wiedzy, okraszonej anegdotami i ciekawostkami z życia Italii, jej mieszkańców i antenatów. Poszwendać się po małych toskańskich miasteczkach i tych większych – hitów turystycznych – przy sprzyjającej pogodzie i wesołym towarzystwie 49 osobowej grupy i podgrupek integrujących się ad hoc – to sama przyjemność. Ciągle głodni widoków wzgórz ze szpalerami cyprysów i pinii przemieszczaliśmy się z miasta do miasta chłonąc piękno uliczek, zaułków, historię kościołów, ludzi, placów i pałaców regionu. Kamienne schodki, kwiaty, donice, rzeźby, winnice i gaje oliwne…

Zatrzymane w kadrach Pietrasanta, Montecatini Terme, Lukka, Volterra, San Galgano, Bolsena, Montalcino, Sant’Ancino, Piza, Pitigliano, Sovana, Bagno Vignoni, S.Quirico d’Orcia, Florencja plus dwie degustacje miejscowych specjałów ; oliwy, makaronu, oliwek, suszonych pomidorów, chleba bez soli, kawy, wina białego i czerwonego a także indywidualne kosztowanie kuchennych rarytasów, drinków na bazie cytryny, pomarańczy i kto tam jeszcze wie czego, bez reszty wypełniły nasz toskański tydzień. Ciekawostek co niemiara, choćby sposób rozmnażania relikwii, obróbka alabastru, czy wiara, że wejście na wieżę w Pizie przynosi pecha, (toteż studenci wchodzą nań dopiero po zdanych egzaminach), historia życia Michała Anioła, czy to, że wszystkie rzeźby Mitoraja mają jego usta.

Powtórzyłabym wszystko, najchętniej w zwolnionym tempie.

Fotografie, choć warte przejrzenia, nie oddadzą ogromu wrażeń niezwykłej krainy.

Pietrasanta

Montecatini Terme

Lukka

Volterra

San Galgano

Sant’Ancino, Montalcino

Piza

Pitigliano

Sovana

Bagno Vignoni

S.Quirico d’Orcia

Florencja

refleksje pofestiwalowe

„Poezja wpisana w miasto Czechowice-Dziedzice, Bielsko-Biała, Libiąż 2024” – to hasło tegorocznego festiwalu. Poezja wpisana w miasta Czechowice-Dziedzice i Bielsko-Biała była od dawna. Wszyscy kochaliśmy Festiwal Poezji Słowiańskiej – starszego brata „tegoroczniaka”, do którego dobił przyjazny słowom Libiąż. A że stara miłość nie rdzewieje, to i rok 2024 okazał się dla poezji łaskawy. Za sprawą Ryszarda Grajka, Bogusławy Chwierut i ich „sztabów” wspierających, grono entuzjastów i sympatyków chętnie udzieliło logo, tudzież uchyliło drzwi do swoich siedzib.

Pretekstem do obcowania z poezją i poetą przez wielkie „P” był ustanowiony przez Senat RP Rok Czesława Miłosza. Uczestnikom festiwalu dane było wysłuchać wspomnień Barbary Gruszki-Zych i Romualda Mieczkowskiego, którzy osobiście znali noblistę i widywali go niejednokrotnie. Pojawiły się poza książkowe fakty i  anegdoty, dodatkowo zorganizowano sesję naukową, podczas której wykład wygłosił prof. dr hab. Marek Bernacki. Czesław Miłosz zagościł też na łamach promowanego podczas festiwalu kwartalnika literacko-artystycznego Post Scriptum. Na festiwal przyleciała z  Londynu naczelna redaktor pisma, poetka, tłumaczka, autorka ilustracji do książek i projektantka okładek Renata Cygan, z Bańskiej Bystrzycy (Słowacja) przybył także lubiany i ceniony poeta Mirosław Kapusta – organizator festiwalu Ars Poetica Neosoliensis. Na chwilę zajrzała jako widz i słuchaczka Zuzanna Gupta z synem, od pewnego czasu zamieszkała w Agrze w Indiach, a zajmująca się wraz z mężem Anilem Guptą pomocą ubogim dzieciom. Z Płovdiv z Bułgarii przyleciała nasza ulubiona tłumaczka Teresa Moszczyńska-Lazarowa.

Przybyli poeci z całej Polski, zawitali do szkół w Czechowicach-Dziedzicach (Liceum Ogólnokształcące im. Marii Curie-Skłodowskiej) i Bielsku-Białej (Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Juliana Fałata, Zespół Szkół Elektronicznych, Elektrycznych i Mechanicznych).

Poezja wpisała się w miasto również dosłownie. W ramach happeningu na chodnikach na Placu Bolesława Chrobrego w Bielsku-Białej pojawiły się wybrane cytaty z wierszy Czesława Miłosza, Juliusza Wątroby, Agnieszki Herman, Jerzego Handzlika, Ryszarda Grajka.

Oczywiście tradycyjnie odbyły się prezentacje poetyckie i poetycko-muzyczne gości festiwalowych w Miejskim Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach na dużej scenie oraz w Piwnicy Muz, w Książnicy Beskidzkiej w Bielsku-Białej, w Libiąskim Centrum Kultury.  Muzycznie zaistnieli Joanna i Janusz Szotowie, Krzysztof i Alicja Galasowie, Piotr Zemanek, zespół Movimento, Zuzanna Pytlowska, wszystkich nie wymienię.

Jako że Libiąż pojawił się w tej konfiguracji po raz pierwszy, zaserwowano nam spacer po okolicy, wizytę w Winnicy Libiąż i zwiedzanie kopalni Janina. Odbyło się podsumowanie konkursu „Satyra Urobkowa” a także wernisaż prac Janusza Ochockiego – artysty z Żarek k. Częstochowy.

Wieczorne długie rozmowy o poezji i życiu w Dworku Eureka w  Czechowicach-Dziedzicach dały nam wytchnienie od trudów codzienności i poczucie wielkiej wspólnoty.

6.10.2024

Wycieczka do Łodzi pod hasłem „Izrael Poznański – król bawełny”, wielce pouczająca, zaczęła się od zwiedzenia cmentarza żydowskiego – ponad 42 hektarowej największej pod względem obszarowym nekropolii żydowskiej. Według słów przewodnika jednej z największych w Europie, a na pewno z największym domem przedpogrzebowym. Dowiedzieliśmy się wielu szczegółów dotyczących pochówku, przygotowań do ceremonii, wielu ciekawostek o osobach spoczywających na tymże cmentarzu. Nie da się zwiedzać tego miejsca w dowolnym czasie, trzeba było wielu uzgodnień co do terminu, bowiem zwiedzanie nie odbywa się w dni świąt.

Jak się dowiedzieliśmy znajduje się tam 65 tysięcy macew. Odwiedziliśmy między innymi miejsca spoczynku rodziców Juliana Tuwima oraz rodziców Artura Rubinsteina.

Następnie udaliśmy się na stację Radegast – miejsca, skąd wywożono Żydów do obozów zagłady. Autentyczny pociąg, którym wywożono ludność z likwidowanego getta (nie tylko łódzkiego), symboliczne macewy, listy wywozowe, sama opowieść o tym strasznym czasie wywarła na wszystkich przygnębiające wrażenie.

Zwiedziliśmy Muzeum Fabryki, gdzie mogliśmy wysłuchać nie tylko opowieści o samych fabrykantach, ale i o losie pracowników fabryk, o kobietach, które wykonywały niewyobrażalnie ciężką, niebezpieczną i wyczerpującą pracę, niemających żadnych urlopów na wychowanie dzieci czy choćby urlopów macierzyńskich. Dzieci zabierano ze sobą do fabryki. Umieralność niemowląt, według słów oprowadzającego, w tym czasie wynosiła nawet do 45%. Zademonstrowano sposób działania maszyn, hałas jaki tworzyły, podano przykładowe kwoty zarobków (oczywiście mizernych). Dzieci mogły pracować od 12 roku życia. A fabrykanci bogacili się w niewyobrażalnym tempie.

Na sam koniec zwiedziliśmy Muzeum Miasta Łodzi – pałac Izraela Poznańskiego (tzw.”Biały Dom”). Dało to nam wyobrażenie o skali zamożności i poczynionych inwestycji. Wystawne wnętrza, wystrój, eksponaty z czasów prosperity mieszkańców pałacu, znów mieliśmy usłyszeć, że to największy pałac fabrykancki w Europie. O inwestycjach poczynionych w urządzenie pałacu mogliśmy się przekonać zwiedzając kolejne pomieszczenia. Dodatkowo zajrzeliśmy do sal związanych z Arturem Rubinsteinem, obejrzeliśmy podobno największy zbiór pamiątek po artyście. Usłyszeliśmy nieco anegdot związanych z jego życiem.

Tradycyjnie było oczywiście również zdjęcie grupowe.

Sieradz-Łódź zaledwie 60 km odległości, które warto pokonać; blisko też jest ciekawie…

plener

Plener, plener i po plenerze. A wydawało się, że 11 dni to straaasznie dużo. Jednak, jeśli plan dnia jest mocno wypełniony, to czas biegnie znacznie szybciej, niż by się mogło wydawać.

Do Zakopanego jechałam na przesiadki. Dzięki uprzejmości małżonka udało mi się zaoszczędzić sporo nerwów, bowiem odwiózł mnie do Koluszek, skąd miałam już bezpośrednie połączenie. (Nie lubię tego dworca, jest mało przyjazny dla podróżujących, pociągi ciągle się spóźniają.) Nie inaczej było i tym razem, przyszło mi sporo czekać, ale cóż… wreszcie dotarłam na miejsce. Czekał na mnie odgrzewany obiad i łóżko w dwuosobowym pokoju. „Współspaczki” wcześniej nie znałam, ale okazała się przemiłą osobą. Na plenerze literacko-artystycznym spotkałam sporo znajomych osób, poznałam nowe.

Udało się zwiedzić to i owo. Jednak sporym zaskoczeniem był spacer po Krupówkach i wjazd na Gubałówkę. Nie dlatego, żebym już tam wcześniej nie była, ale ilość przybyszy z odległych stron, co zresztą widać na fotkach. Gdzie bym nie kierowała obiektywu i tak trafiałam na egzotyczne postacie. Ponoć obecność tychże to tegoroczna zakopiańska tendencja.

Ale miało być o plenerze. Stowarzyszenie Autorów Polskich/II Oddział Warszawski patronowało plenerowi w Zakopanem już po raz dziesiąty. Ja byłam po raz pierwszy, więc byłam ciekawa, jak to wszystko przebiegnie. Wypadało wstrzelić się w grupę i parę razy wystąpić ze swoimi tekstami. Turniej jednego wiersza przyniósł mi III miejsce, co oczywiście bardzo mnie ucieszyło. I miejsce zajęli ex aequo Aleksandra Czerczyńska i Julio Pavanetti Gutierez, II miejsce Alicja Kuberska i Janine Troutman, były też wyróżnienia, które otrzymały Agata Kostka i Teodozja Świderska.

Współzawodnictwo i dobra zabawa nie ominęły innego rodzaju działalności artystycznej. Rysowaliśmy mandale. Moja próba była pierwsza w życiu i ciągle marudziłam pod nosem, że do malowania mandali się nie nadaję. Prowadząca warsztaty i jury orzekło jednak, że zasługuję na dyplom.

Program pleneru zakładał także odbycie slamu na temat gór. Ten odbył się w nieco uproszczonej formie regulaminowej, a zwyciężczynią została Teodozja Świderska. II miejsce zajął Czesław Janowski, III Teresa Bachleda-Kominek, wyróżnienia przypadły dla Iwony Szewczak i Ryszarda Krauze.

Wszyscy uczestnicy otrzymali certyfikaty uczestnictwa w X Międzynarodowym Plenerze Literacko-Artystycznym – Zakopane 2024, nie zapomniano też o podziękowaniach dla gospodarzy miejsc, w których przyszło nam bywać i pomieszkiwać.

Za wszystko odpowiedzialna była jak zawsze szefowa całego zamieszania i prezes SAP-u II Oddział Warszawski – Wanda Dusia Stańczak. Gościem zaproszonym był Wojciech Dąbrowski, który pokazał się plenerowiczom w różnych odsłonach swojej osobowości i twórczości a także Elżbieta i Marek Żbik, który przybliżył nam góry od strony naukowej, a Konrad Lorek odsłonił tajemnice parzenia kakao. Wanda Dusia Stańczak, Ryszard Krauze i Małgorzata Skwarek-Gałęska, Iwona Szepczak, Teodozja Świderska, Wojciech Dąbrowski, Lidia Lewandowska-Najar, Alina i Krzysztof Galasowie zaprezentowali całą gamę miłych dla ucha dźwięków, budząc niejednokrotnie salwy śmiechu i wywołując chwile refleksji. Tańcem i strojami czarowała Agata Kostka, uśmiech wywoływały monologi wygłaszane przez Aleksandrę Czerczyńską.

A gdzie bywaliśmy i jaka była atmosfera imprezy najlepiej widać na załączonych zdjęciach. Jedno jest pewne – nudy nie było, a nawet zdarzyło się pewne niesłychanie miłe i niespodziewane zdarzenie, ale o tym zapisy tylko w foto-kronikach SAP-u i pamięci uczestników.

Skoro góry, Zakopane, Murzasichle, Nowy Targ, Maniowy k.Czorsztyna, to nie mogło zabraknąć miejscowych artystów. Zespół Kliv na czele z Lehnerem w Nowym Targu i kapela góralska w Murzasichlach to była wisienka na torcie.

Dodatkową atrakcją był spływ Dunajcem, a także rejs gondolą między zamkami w Niedzicy i Czorsztynie. Chodzenie po górach w miarę możliwości fizycznych oraz chęci poszczególnych grup i grupek plenerowiczów.

(fot. w większości mojego autorstwa oprócz tych, na których jestem)

pozwiedzane

Oleśnica. Zawsze ilekroć przejeżdżaliśmy, obiecywaliśmy sobie, że zwiedzimy to miasto. Z daleka bowiem było widać wiele wież, co zwiastowało pewną ilość zabytkowych budowli. I rzeczywiście było co zwiedzać. Zaskoczył rozmiar oleśnickiego zamku i jego historia. Warto go zwiedzić, oczywiście do zwiedzania innych miejsc także zachęcam, tymczasem parę zdjęć, które pstryknęłam zwykłą komórką. Zaczarowały mnie i wnętrza, i okna…

a w stolicy

Wybierając się gdziekolwiek z Poetami Po Godzinach jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Zawsze jest ciekawie pod względem poetyckim, towarzyskim, poznawczym. Nie inaczej było tym razem. Mimo zapowiadanych upałów, myślenia – nie wiem, jak dojadę na czas, jak trafię i jeszcze paru innych obaw, 29 czerwca 2024 roku ruszyłam do stolicy na spotkanie z Romanem Honetem.

Przed odbiorem kluczy do apartamentu na 13 piętrze przy Rondzie Wiatraczna za namową Renaty Mszycy wybraliśmy się na krótki rekonesans na imprezę o nazwie „Imieniny Jana Kochanowskiego” i targi książki. Spotkaliśmy tam znajomych wydawców, zrobiliśmy pamiątkowe fotki, skosztowaliśmy pysznego sernika, wypiliśmy kawę, lemoniadę. Ja natknęłam się na poetkę z Ukrainy – Olgę Brażnik, poznaną w Łucku w 2019 roku a mieszkającą obecnie w Warszawie, zamieniłyśmy parę słów. Może innym razem uda się porozmawiać dłużej.

O 17 00 Roman Honet. To już moje czwarte spotkanie z poetą, coraz bardziej lubię i cenię jego twórczość, subtelne ironizowanie, dystans do siebie i świata, ten rodzaj refleksji i smutku, który chce się dzielić. Mimo, iż Honet otwarcie mówi o sobie, że został obdarzony talentem, wcale nie musi nikogo o tym przekonywać, zresztą nie odkrywam Ameryki, inni zauważyli i docenili wartość jego twórczości już dawno. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą lepszego aparatu, bo dobrze mi się go fotografowało. Chociaż telefon komórkowy i kilkumetrowa odległość, a także głowy i plecy siedzących przede mną to nie najlepszy prognostyk dobrej fotki, to jednak parę ujęć może oddać klimat spotkania prowadzanego przez Karola Samsela.

Zakopani wśród książek, zasłuchani, chłonęliśmy „nowego” Honeta, już nie tak przygnębiającego, jak we wcześniejszych tomach, choć jeszcze trwającego w myślach o przemijaniu. Całe spotkanie można obejrzeć na kanale YT, o co zadbał szef antykwariatu Zakładka.

Jaki Roman Honet jest prywatnie, w sytuacjach nieoficjalnych, mogliśmy się przekonać w mniejszym gronie podczas wspólnych posiłków, spaceru po Warszawie. Bardzo cieszy, że mimo kontuzji i trudności z chodzeniem dotarł na spotkanie promujące jego najnowszy tom „pamięć niczyja, ciało moje” i towarzyszył grupowiczom życzliwie podczas całego pobytu.

Na spotkanie przybyli twórcy i sympatycy poezji z różnych zakątków kraju, dopisali także Warszawiacy.

BB czyli Bielsko-Biała

Do Bielska trafiłam przez przypadek, a właściwie z potrzeby i konieczności, zatrzymałam się na krótko u Lidii i Piotra Zemanków. Popołudnie przyniosło sympatyczny spacer z Lidką po starym mieście i śladami bohaterów kultowych kreskówek. Takiego Bielska nie znałam, chociaż bywałam tu i wcześniej na Festiwalu Poezji Słowiańskiej. Fotografie, na których jestem, wykonała Lidia Zemanek, pozostałe dokumentacyjnie ja.

Na spacerze nieoczekiwanie spotkałyśmy znajomego artystę Bo Jaroszka.

W drodze powrotnej z festiwalu w Bańskiej Bystrzycy zahaczyłam o dworzec kolejowy w Bielsku Białej, który mieści się w zabytkowym budynku. Tym razem moim przewodnikiem był Piotr Zemanek – poeta i bard przez wiele lat związany z kolejnictwem.

festiwal poezji BB 2024

Podróż do Bańskiej Bystrzycy przebiegła sprawnie dzięki świetnemu kierowcy i bywalcowi festiwalu Piotrowi Zemankowi, któremu towarzyszyła małżonka Lidia Zemanek. Razem z nami jechała sympatyczna poetka Jolanta Skóra.

Najpierw spacer po urokliwym starym mieście w Bańskiej Bystrzycy. Foto AJ i Lidia Zemanek (zdjęcia, na których jestem).

O wyznaczonej godzinie stawiliśmy się w miejskiej Radnicy, gdzie miał się odbyć festiwal. Należało uzgodnić, które teksty będą czytane i w jakiej kolejności. Miroslav Kapusta panował nad wszystkim. Wcześniej wskazał miejsce parkingowe, zadbał, abyśmy się zakwaterowali w pensjonacie Alcorso. Przetłumaczył nawet moje teksty satyryczne. Trzeba przyznać, że impreza zorganizowana była na wysokim poziomie. Występy spotkały się z żywym odbiorem publiczności. Zostały stosownie obfotografowane i opisane w miejscowych mediach. Opublikowano ulotkę z biogramami występujących gości. Udało się spotkać z ciekawymi autorami, na festiwal zajrzał poznany w Londynie mój ulubiony słowacki aforysta Ondrej Kalamar, na pytanie Piotra Zemanka dlaczego nie występuje w jednym ze swoich sławnych krawatów, z właściwym sobie poczuciem humoru stwierdził, iż jest w cywilu. Udało się nawet zdobyć najnowszą publikację Ondreja i uzyskać autograf.

Po części oficjalnej była chwila, by zajrzeć do pobliskiej kawiarni na lody i ciastko a także na rozmowy z przemiłymi czeskimi artystkami.

festiwal 15.06.2024

Dzięki namowie Asi Chachuły i trochę z ciekawości wybrałam się do Warszawy na festiwal im. Miśka z Męcińskiej. To była już siódma edycja tej imprezy, do tej pory jakoś się nie składało, aby dotrzeć. Dziwne imię patrona festiwalu wzięło się od pewnego pluszowego misia, który był zatknięty na słupie na ulicy Męcińskiej, a któremu zrobił zdjęcie Krzysztof Mich. Organizatorem imprezy było warszawskie Stowarzyszenie Salon Literacki a fundatorem nagród dzielnica Praga-Południe, autorką statuetki – nagrody głównej festiwalu Joanna Bylicka.

Klubokawiarnia Kicia Kocia nie ma podobno nic wspólnego z kotami, a jedynie z postacią Mirona Białoszewskiego, jego muzy i bohaterki Kici Koci. Program obfitował w interesujące spotkania (zob.wyżej), a tematem wiodącym był sport z racji Roku Polskich Olimpijczyków i 100 rocznicy debiutu polskich sportowców na Olimpiadzie. Jako osoba średnio interesująca się sportem miałam wraz z innymi uczestnikami festiwalu niezłą lekcję. Zaproszonym gościom bardzo ciekawie udało się przedstawić związki sportu z literaturą, w tym z poezją.

Głównodowodzącą i zarazem reżyserką imprezy była Dorota Ryst, nie sposób było nie zauważyć wkładu w przygotowania i prowadzenie Pawła Łęczuka. Wydana została jednodniówka zawierająca wszelkie niezbędne informacje na temat przedsięwzięcia oraz w skrótowej formie przedstawienie festiwalowych gości. Dodatkowo zaserwowano niezłą dawkę informacji o Kazimierzu Wierzyńskim, autorką publikacji była Agnieszka Tyczyńska.

W Turnieju Jednego Wiersza wystartowała spora grupka uczestników w różnym wieku i dorobku literackim. Jury przyznało nagrodę główną i statuetkę Miśka z Męcińskiej Dominice Lewickiej-Klucznik, II miejsce Katarzynie Brus-Sawczuk, III Joannie Chachule. Przyznano również 4 równorzędne wyróżnienia wśród nich znalazł się Mateusz Brucki i ja, niestety nie zapamiętałam 2 pozostałych nazwisk, z pewnością znajdą się na stronie Salonu Literackiego.

Całość zwieńczył koncert pt. Trzecia godzina gratis w wykonaniu Wojana Trockiego, sam artysta zauroczył nas swoim głosem, tekstami i interpretacją.

Do Sieradza wróciłyśmy pełne dobrych wrażeń. Joanna Chachuła i Magdalena Olejnik to świetne kompanki na tego typu wypady.

wręczenie nagród, foto organizatora