Na Warcie w okolicy tamy i zbiornika Jeziorsko pewnego dnia można było poobserwować zmagania z aurą i wodne akrobacje kilku kajakarzy. Wyraźnie mieli frajdę.













Na Warcie w okolicy tamy i zbiornika Jeziorsko pewnego dnia można było poobserwować zmagania z aurą i wodne akrobacje kilku kajakarzy. Wyraźnie mieli frajdę.
W czas pandemiczny, kiedy siedzi się głównie w domu, pichcąc obiady i obiadki, chce się nieco powspominać, a pomagają w tym zdjęcia z podróży. Najchętniej nie z tych „dookoła komina”.
W marcu 2014r. dzięki poezji udało się zajrzeć po raz pierwszy do Londynu . Zaskoczeniem była prawdziwie wiosenna pogoda, łany żonkili i narcyzów w parkach i na skwerach. Imprezę opisałam wtedy, a teraz luźne refleksje, wspominkowe. Hotelik blisko stacji metra, maleńki, klaustrofobiczny, z prysznicem, umywalką i toaletą niewiele większą od tej, którą można spotkać w pociągach; do tego dziwne oddzielne krany z ciepłą i zimną wodą, ekwilibrystyka przy porannej i wieczornej ablucji. Spacery, muzea, puby, jakieś sklepiki z pamiątkami, kierowca autobusu miejskiego, z którym próbowaliśmy się dogadać po angielsku, a ten zapytał: – nie prościej byłoby po polsku??? Z jedzenia najbardziej smakujące frytki z rybą. Wielojęzyczny i wielokolorowy tłum, jak w wielu stolicach.
Ech, wróciłoby się…
Zimno, ledwie 2-3 stopnie powyżej zera, spore zachmurzenie, ale spacer na świeżym powietrzu zaliczony. Kilka zdjęć zrobione, więc można uznać, że czas spędzony pożytecznie.
Pogoda w niedzielę była bardzo piękna, zupełnie nielistopadowa. Okazja do wyruszenia w niedaleką podróż i spacer. Tym razem dotarliśmy do Siedlątkowa. Maleńki kościółek (podobno najmniejsza parafia w Polsce) znajdujący się w lekkiej depresji, kapliczka i otoczenie zbiornika Jeziorsko okazały się wdzięcznym obiektem dla obiektywu. Udało się złapać nieco promieni słońca i trzeba było wracać.
zbiornik Jeziorsko
okoliczne gospodarstwa z ptactwem domowym i belami słomy
i klucz dzikich gęsi, znak jesieni.
Pretekstem do każdego spaceru od jakiegoś czasu jest łapanie świeżego powietrza po siedzeniu w murach, ale i złapanie w obiektyw jakiegoś ptaszka. Zaczęło się od osiedlowych, które zasiadły na pobliskiej brzozie. Kontrast między kolorem ich piór a złotem liści dał całkiem ciekawy efekt.
Możliwe, że i za miastem da się wyłowić ciekawe kadry. Niestety pogoda bardzo się popsuła i w miejscu, gdzie zwykle stacjonowały ciekawe okazy ptasiego towarzystwa złapał nas deszcz, przeczekaliśmy go i udaliśmy się w inne miejsce, także czasem przez nas odwiedzane. Mżawka jeszcze się utrzymywała, więc aparat schowałam pod kurtkę, bez większej nadziei, że coś się ciekawego wytropi. Jesień w listopadzie daje jednak nieco koloru i parę ujęć można pokazać.
Krótki wypad w znane miejsce i kilka zdjęć. Zbiornik Jeziorsko, kormorany i słoneczniki po drodze.
Lubię wracać w „ptasie miejsca”, do takich należy Zalew Jeziorsko. Tym razem udało się schwycić w obiektyw kormorany w różnych konfiguracjach. To wyjątkowo fotogeniczne ptaszory.
Na Jeziorsku ptasio, poprzednia wizyta zakończyła się plonem kilkunastu fotografii zbiorowiska czapli białych. Przedwczorajsza przyniosła fotki kormoranów z towarzyszącymi łyskami i kaczkami krzyżówkami, oczywiście jeszcze coś w obiektywie się zatrzymało. Wyprawa połączona była z wypróbowaniem możliwości nowego aparatu fotograficznego. Może będzie z niego pożytek.
Łabędzi śpiew, nigdy nie słyszałam, jakoś słabo słucham. Może to i dobrze, bo łabędzi śpiew to podobno ostatni przejaw artystycznej twórczości. Liczę na to, że wena mnie jeszcze nawiedzi… W każdym razie łabędzie nie śpiewają i to jest udowodnione naukowo, za to wyglądają i dają się napatrzeć na siebie, dostojne, śnieżnobiałe łabędzie nieme na sztucznym zalewie na rzeczce Myi, one najprawdziwsze.
Czapla biała może ważyć od 0,7 do półtora kilograma. Hm… wygląda na więcej, zwłaszcza, że może mierzyć do 1 metra. Zobaczyliśmy sporą gromadkę tych ptaków całkiem niedaleko, bo na zbiorniku Jeziorsko w okolicach Ostrowa Warckiego. Gdzieś na fotografii zaplątała się jeszcze czapla siwa. Ptaszyska wyglądają dostojnie, a ich szyje wyginają się w charakterystyczny esowaty sposób. W locie ich skrzydła osiągają rozpiętość do 2 metrów, nie mierzyliśmy, ale gdy się poderwały do lotu, to zrobiło naprawdę spore wrażenie. Całe szczęście, że nie ma już mody (jak w XIX wieku) na ozdabianie kapeluszy piórami tych pięknych ptaków, jest więc szansa, że zobaczymy je jeszcze nie raz. Później obserwowaliśmy mewy, które dało się uchwycić obiektywem w kilku pstryknięciach – stałe bywalczynie tych okolic. Dwa kormorany czaiły się na swoją kolacyjkę, a kaczki pływały, albo stały na wystających z wody starych pniach.