Wieczór spędzony koncertowo. Nowe, ciekawe miejsce w Sieradzu. Zaczyna śpiewająco.
—
„Julia Vikman, ze strony babci pochodzi z Polski, a ze strony dziadka ze Szwecji. Jeszcze przed rewolucją, za czasów carskiej Rosji, jej dziadkowie zostali zesłani na Syberię, gdzie się spotkali i założyli rodzinę. Ojciec Julii – zasłużony artysta Paweł Vikman, był dyrektorem Teatru Opery i Baletu w Kiszyniowie, znał Bułata Okudżawę osobiście, wyznaczał Bułatowi trasy koncertowe w Rosji i Mołdawii. Sama Julia Vikman jest absolwentką Akademii Muzycznej w klasie fortepianu. Po przeprowadzeniu się do ojczyzny swojej babci, Julia rozpoczęła karierę solową w Gdańsku i założyła swój zespół JVB. Koncertuje w Polsce, Niemczech i we Francji.”
Kupiłam 2 płyty, obie warte słuchania. Sam koncert trochę nostalgiczny, trochę biesiadny. Julia łatwo nawiązuje kontakt z publicznością. Zaprosiła na scenę osobę z publiczności do wspólnego zaśpiewania jednej zwrotki utworu (nagrodą była płyta). Od razu powiem, że to nie byłam ja… Słowa znam, ale solo w życiu nie zaśpiewałabym, szanując uszy słuchaczy. Dość powiedzieć, że ochotniczka się znalazła, zaśpiewała, płytę dostała. Wspomniany wyżej ojciec Julii organizował koncerty Bułata Okudżawy; a że nie wolno było oficjalnie organizować więcej niż 7 koncertów w miesiącu, to owszem koncerty oficjalnie były na przykład 2, a nieoficjalnie w szkołach, czy innych miejscach 22. Julia brała udział w koncertach jako małe dziecko. Rodzice uczestniczyli w organizacji występów, a jej nie było z kim zostawić. Ojciec mówił:
– Słuchaj!…
Przydało się, jak stwierdziła artystka.