Gdybym była dziennikarką, wywiad może byłby przeprowadzony profesjonalnie, ale w tym wypadku chodzi nie o mnie, ale o artystę, którego chciałam przedstawić szerszej publiczności. Dziękuję Redakcji Kwartalnika, że zechciała opublikować plakaty i słowo od ich autora.
Polecam cały numer pisma, jest wyjątkowo interesujące, zresztą jak zawsze.
Płowdiw – trzecie co do wielkości miasto Bułgarii. Ma swój klimat, co łatwo stwierdzić oglądając fotografie. Spotkaniom z poezją towarzyszyły występy muzyczne. W bibliotece, w której czytaliśmy swoje wiersze znalazłam niewielki dział z polską literaturą. Książki zaczytane, autorzy znani, nie brakowało noblistów – Sienkiewicz, Reymont, Miłosz, Szymborska, a oprócz tego przekłady Herberta, Różewicza, Iwaszkiewicza, Żeromskiego, Żukrowskiego, Gombrowicza, Lema, Przybyszewskiego, Dygata, Nałkowskiej, Nowaka, Czeszki, Schulza, Nałkowskiej, Parnickiego, Auderskiej, Sapkowskiego, Wiśniewskiego. Wszystkich nie wymienię.
W hoteliku w Sofii wśród wielu innych książek na półce odnalazłam „Emancypantki” Prusa.
Wszyscy uczestnicy festiwalu otrzymali stosowne certyfikaty, a przekłady wierszy znalazły swoje miejsce w dorocznym almanachu.
Festiwal „Duchowość bez granic” w Płowdiw po raz kolejny. Piękny czas, piękni ludzie. Reset od spraw codziennych. Nieco nowości i nieco przypomnień. Przeczytałam na spotkaniach dwa swoje teksty z najnowszej antologii „Schody do nieba”, można powiedzieć… poetyckiego. Był odzew słuchających, to znaczy, że warto było je wysłać do przekładu, zostaną w książce, koleżanka poetka z Bułgarii powiedziała, że będzie czytać mój wiersz o drzewach swoim studentom.
Wędrowaliśmy znanymi uliczkami, chociaż udało nam się pobłądzić wieczorową porą. Antyczny amfiteatr posłużył za scenę naszego dodatkowego „występu”. Dzielnica Kapana przyciągnęła nas aż do knajpki o znaczącej nazwie – nomen-omen „Festiwal”.
W tym roku wyjazd przedłużony o krótką wizytę w Sofii, zatrzymaliśmy się w klimatycznym hoteliku blisko centrum miasta. Zwiedziliśmy dwie cerkwie i zajrzeliśmy do meczetu, spacerowaliśmy po starej części miasta, w jednej z restauracji na bulwarze Witosha skosztowaliśmy tradycyjnych bułgarskich potraw.
Urodził się pomysł wędrownego festiwalu poezji. Nawet jeśli nie wypali, to emocje podczas wymyślania formuły zostaną na dłużej.