Niedzielne przedpołudnie upłynęło na podglądaniu gęsi parę kilometrów za Wartą, gęgawy pływały licznym stadkiem na śródpolnym stawie, a może starorzeczu. Później wzbiły się w powietrze i zataczając koło, wylądowały na pobliskich łąkach. Nie przeszkadzało im zimno ani wiatr. Potrafią zresztą znieść o wiele niższe temperatury niż dzisiejsza – kilka stopni powyżej zera, to tylko my zmarzluchy odbyliśmy przechadzkę pobliskim wałem i umknęliśmy do samochodu, po drodze mijając młodego fotografa z ogromnym aparatem, a raczej obiektywem i statywem, przy którym mój wydawał się ledwie aparacikiem, a statywu przecież nie mam. Obok nas przeszedł jakiś mężczyzna z psem groźnej rasy, psisko zostało przytrzymane przez właściciela jedynie na krótki moment, kiedy się mijaliśmy.
Po zrzuceniu zdjęć na komputer okazało się, że w obiektywie zmieściło się też kilka cyranek zwyczajnych. Były też kaczki krzyżówki i łabędzie nieme, ale te nie budzą większych emocji, trafiały się już lepsze ujęcia tych ptaków.
















































