po godzinach w Majkowicach

P1420625Co robią poeci po godzinach? Poeci Po Godzinach zjeżdżają się zewsząd – z Koszalina, z Białegostoku, Poznania, Warszawy, Krakowa, spod… i skąd tam jeszcze, bóg jeden wie. Tym razem (bodaj szesnastym) dotarli na wieś, do Majkowic, gmina … województwo…

Nosi ich po świecie (tych poetów razem z poetkami), czego im zazdroszczą inni poeci i nie poeci, tyle szczerze co zawistnie. Zazdrośnicy też by chcieli. Choćby w miejsce rzepa do psiego ogona.
Poeci i poetki uradzili, że będą „Hamleta” odgrywać, uatrakcyjniając warstwę tekstową w osobliwy sposób. Owóż upatrzyło się niektórym przerobić dzieło Szekspira na słowiańską nutę. A że do odgrywania scen zbliżonych do teatralnych, kostiumów trzeba, to i uradzili, że każdy ma po wianku mieć ze sobą i giezło jakoweś.

Tymczasem zajechała poetycka brać na podwórze i nuże się witać a obściskiwać, jakby się ruski rok nie widzieli. Śniadania i kolacje miały być z tego, co kto przywiezie, nazwozili więc poeci jadła wszelakiego i napitku. Choć w tym ostatnim niedobory się co i raz robiły, albo jakiś mafioso podpijał. Wieczorami nachodziło niektórych na grę niepospolitą i do późnych godzin nocno- nadrannych usuwali to tego, to owego. Były jeszcze kalambury filmowo-literacko-przysłowiowe. Nie obyło się bez swarów, wspomniawszy które, jedna z poetek już po powrocie do domu nasmarowała list w formie elektronicznej o treści: „wszystkim mafiosom straszliwie podziękuję, pragnę się poprawić, o rozgrzeszenie i pokutę proszę. Bawiłam się przednio, umohikałam setnie, super było znowu zobaczyć wasze szalone mordy (vide mafia). Natomiast jeśli jeszcze raz spróbuję zrobić jakąś minę do zdjęcia, natychmiast udzielcie mi aktu łaski i mnie zabijcie”.
Mordercze instynkty udało się zamienić w byty wirtualne, toteż było komu uczestniczyć w wieczorkach poetyckich w ilości trzech. Całe trzy spotkania odbyły się w granicach posesji gospodarzy z Majkowic, w przytomności dwóch koników w rozmiarze kucyk, psa, królików, kogutów a także pająków i sieci pajęczej. Kleszczy nie stwierdzono.

Wieczory vel popołudniówki z poezją mieli – poeta Jakub S. z Poznania, poetka Ewa P. z Koszalina i Teresa R. z Białegostoku. Prowadzącymi zostali na ten czas poeta Grzegorz W., poeta Jakub S., poetka (podobno) Agnieszka J. Poezja i wiersze były całkiem poważne, jednak odbiór chwilami odbiegał od ogólnie przyjętych standardów odbioru dzieła poetyckiego. Było tak, że jak się uczepiono jednej metafory z dosadnym słowem na „j”, to trwał ów proceder aż do odczepienia (się), albo i jeszcze dłużej. Poeci potrafią mówić doSADnie, nawet jeśli żadnego sadu w okolicy się nie uświadczy. Znakomita większość spośród przyjezdnych spłynęła Pilicą. Wrócili wszyscy, aby uraczyć się potrawą o nazwie kugel.

Punktem kulminacyjnym najazdu  na Majkowice był przemarsz orszaku poetów przebranych w około słowiańskie stroje z obowiązkowymi wiankami ze wszelkiego zielska i chińskiego badziewia udającego kwiaty. Większość tubylców pochowała się w swoich domostwach, jedynie stado gęsi napotkanych po drodze zostało przegonione w pobliże stawu. Na szczęście nie wiadomo, czy gęsi padają na zawał ani czy da się je reanimować metodą dziób-usta, to i obyło się na pogróżkach, że poeci po zdobyciu ruin jeszcze nad staw wrócą.
W kieckach i innych atrakcyjnych przebraniach towarzystwo zameldowało się u stóp niegdysiejszego zamku. Jeden niesubordynowany góral-poeta Jacek S. wlazł na fragment muru i udawał bociana, usiłując zrobić konkurencję prawdziwemu ptactwu siedzącemu na gnieździe. Ponieważ poeci słabo się nadają do hodowli gniazdowej, to po obfotografowaniu zielska wszelakiego, tudzież okolicznych traktorów na roli, zawróciło całe towarzystwo do obejścia, w którym stacjonowało, rozlazło się po terytorium i zaczęło się przygotowywać do występów. Po stosownym upływie czasu zostały odstawione scenki z życia Hamleta. Użyto stylizacji na gwarę góralską, podlaską, śląską i wielkopolską (poznańską) i jeżeli uznać za gwarę (raczej slang) język corpo.
Wszystko zostało utrwalone zgodnie z zasadą – na kogo trafi (obiektyw), na tego bęc, „bęców” było oczywiście więcej niż min i uczestników razem wziętych.

Niektóre momenty zjazdu zostały pominięte, jako że nie ze wszystkiego przystoi dworować.  Uczestnicy wykonali dla wylosowanych towarzyszy dyplomy uznania według własnego pomysłu i spontanicznie użytych materiałów. Talent można było jeszcze ujawnić przygotowując plakat z „brudnym” wierszem. Zwycięzcy uzyskali nagrody i wyszli na zjeździe na czysto. Istnieje obawa, granicząca z pewnością, że następny zjazd PPG odbędzie się w 10-lecie istnienia grupy, o czym doniosła (oprócz piwa) szefowa (która jest tylko jedna) Renata R.