pierwszy dzień nie-wiosny albo Dzień wróbla

Wróbli coraz mniej, bo mało miejsc do gniazdowania. Kiedyś mnóstwo wróbli gnieździło się na strychu domu, w którym mieszkałam, w okolicznych krzakach, w stodołach na obrzeżach miasta. Na wsi było ich jeszcze więcej, miały co jeść, koszono zboże kosą, część ziarna wysypywała się na ziemię, stanowiąc pokarm dla ptactwa, trawy rosły sobie samopas, często zdążyły dojrzeć, zanim je skoszono. Teraz widuję wróble w gęstych tujach, uwielbiają przesiadywać na gałęziach forsycji, ze smakiem zajadają ich młode pączki. Pojechaliśmy do Siedlątkowa nad zalew Jeziorsko. teraz jest tam strasznie płytko, widać ogromne łachy piasku, spod ziemi wystają pnie drzew wyciętych kiedyś, w czasie gdy powstawał zbiornik. Po drodze spotkaliśmy bażanta, kwiczoły, czyże i mnóstwo gołębi grzywaczy tworzących na drutach jakby nuty-akordy-przygrywki mającej nastąpić wiosny.