plener

Plener, plener i po plenerze. A wydawało się, że 11 dni to straaasznie dużo. Jednak, jeśli plan dnia jest mocno wypełniony, to czas biegnie znacznie szybciej, niż by się mogło wydawać.

Do Zakopanego jechałam na przesiadki. Dzięki uprzejmości małżonka udało mi się zaoszczędzić sporo nerwów, bowiem odwiózł mnie do Koluszek, skąd miałam już bezpośrednie połączenie. (Nie lubię tego dworca, jest mało przyjazny dla podróżujących, pociągi ciągle się spóźniają.) Nie inaczej było i tym razem, przyszło mi sporo czekać, ale cóż… wreszcie dotarłam na miejsce. Czekał na mnie odgrzewany obiad i łóżko w dwuosobowym pokoju. „Współspaczki” wcześniej nie znałam, ale okazała się przemiłą osobą. Na plenerze literacko-artystycznym spotkałam sporo znajomych osób, poznałam nowe.

Udało się zwiedzić to i owo. Jednak sporym zaskoczeniem był spacer po Krupówkach i wjazd na Gubałówkę. Nie dlatego, żebym już tam wcześniej nie była, ale ilość przybyszy z odległych stron, co zresztą widać na fotkach. Gdzie bym nie kierowała obiektywu i tak trafiałam na egzotyczne postacie. Ponoć obecność tychże to tegoroczna zakopiańska tendencja.

Ale miało być o plenerze. Stowarzyszenie Autorów Polskich/II Oddział Warszawski patronowało plenerowi w Zakopanem już po raz dziesiąty. Ja byłam po raz pierwszy, więc byłam ciekawa, jak to wszystko przebiegnie. Wypadało wstrzelić się w grupę i parę razy wystąpić ze swoimi tekstami. Turniej jednego wiersza przyniósł mi III miejsce, co oczywiście bardzo mnie ucieszyło. I miejsce zajęli ex aequo Aleksandra Czerczyńska i Julio Pavanetti Gutierez, II miejsce Alicja Kuberska i Janine Troutman, były też wyróżnienia, które otrzymały Agata Kostka i Teodozja Świderska.

Współzawodnictwo i dobra zabawa nie ominęły innego rodzaju działalności artystycznej. Rysowaliśmy mandale. Moja próba była pierwsza w życiu i ciągle marudziłam pod nosem, że do malowania mandali się nie nadaję. Prowadząca warsztaty i jury orzekło jednak, że zasługuję na dyplom.

Program pleneru zakładał także odbycie slamu na temat gór. Ten odbył się w nieco uproszczonej formie regulaminowej, a zwyciężczynią została Teodozja Świderska. II miejsce zajął Czesław Janowski, III Teresa Bachleda-Kominek, wyróżnienia przypadły dla Iwony Szewczak i Ryszarda Krauze.

Wszyscy uczestnicy otrzymali certyfikaty uczestnictwa w X Międzynarodowym Plenerze Literacko-Artystycznym – Zakopane 2024, nie zapomniano też o podziękowaniach dla gospodarzy miejsc, w których przyszło nam bywać i pomieszkiwać.

Za wszystko odpowiedzialna była jak zawsze szefowa całego zamieszania i prezes SAP-u II Oddział Warszawski – Wanda Dusia Stańczak. Gościem zaproszonym był Wojciech Dąbrowski, który pokazał się plenerowiczom w różnych odsłonach swojej osobowości i twórczości a także Elżbieta i Marek Żbik, który przybliżył nam góry od strony naukowej, a Konrad Lorek odsłonił tajemnice parzenia kakao. Wanda Dusia Stańczak, Ryszard Krauze i Małgorzata Skwarek-Gałęska, Iwona Szepczak, Teodozja Świderska, Wojciech Dąbrowski, Lidia Lewandowska-Najar, Alina i Krzysztof Galasowie zaprezentowali całą gamę miłych dla ucha dźwięków, budząc niejednokrotnie salwy śmiechu i wywołując chwile refleksji. Tańcem i strojami czarowała Agata Kostka, uśmiech wywoływały monologi wygłaszane przez Aleksandrę Czerczyńską.

A gdzie bywaliśmy i jaka była atmosfera imprezy najlepiej widać na załączonych zdjęciach. Jedno jest pewne – nudy nie było, a nawet zdarzyło się pewne niesłychanie miłe i niespodziewane zdarzenie, ale o tym zapisy tylko w foto-kronikach SAP-u i pamięci uczestników.

Skoro góry, Zakopane, Murzasichle, Nowy Targ, Maniowy k.Czorsztyna, to nie mogło zabraknąć miejscowych artystów. Zespół Kliv na czele z Lehnerem w Nowym Targu i kapela góralska w Murzasichlach to była wisienka na torcie.

Dodatkową atrakcją był spływ Dunajcem, a także rejs gondolą między zamkami w Niedzicy i Czorsztynie. Chodzenie po górach w miarę możliwości fizycznych oraz chęci poszczególnych grup i grupek plenerowiczów.

(fot. w większości mojego autorstwa oprócz tych, na których jestem)